Walki mojej kompanii – Kurpie 1915, cz. 20
Wilfried Wroost, Der Russenkopf: Die Geschichte einer Kompagnie, Hamburg 1919.
Tłum. Jacek Czaplicki
W powietrzu rozlega się szum i świst, a pierwsze niemieckie pociski z głośnym hukiem trafiają w pozycje we wsi Klimki.
Na Russenkopf już pierwsze eksplozje we wsi zostają powitane głośnym okrzykiem, szczególnie, że ostrzał jest bardzo celny. Widać jak kozły hiszpańskie, deski, drzewa i ludzkie ciała wylatują w powietrze. To haubice kaliber piętnaście centymetrów zmiatają wioskę.
W lesie przed wzgórzem 125 również zrobiło się głośno i gwarno. To tak, jakby sześć wysokich sosen z ogołoconymi pniach i sękatymi gałęziach bezgłośnie wołało do czwartej kompanii: Zaczyna się!
Ostrzał trwał przez godzinę. Gdy mgła opadła, Rosjanie, którzy ponownie obsadzili stanowiska po ostrzale na pozycje w Klimkach, w odległości ledwie dwustu metrów dostrzegają nowe okopy. To pozycja przygotowanych do szturmu Niemców. Okopy powstały w ciągu nocy, cicho, jakby wykopane rękami duchów, na niewysokim wale z ziemi biegnącym równolegle do pozycji rosyjskiej.
Rosnący ostrzał z karabinów i zagrożenie walk na bagnety odbierają odwagę Rosjanom. Uciekają i próbują dostać się na drugą linię obrony w lesie. Jednak w czasie ucieczki zostają ostrzelani z flanki. To Russenkopf włączyła się do walki. Jej obrońcy strzelają ze wszystkiego co mają pod ręką, z karabinów rosyjskich i niemieckich, o ile ktoś jeszcze ma do nich naboje. Rosjanie zostają też ostrzelani z pozycji pod Tartakiem. Zatrzymują się na otwartej przestrzeni i ze strachu przed śmiercią nie wiedzą w którym kierunku uciekać. Ich własna artyleria wskazuje im drogę. Rosyjskie szrapnele przypominają im o przysiędze wierności. Masakrowani są w pobliżu Russenkopf. W pewnym momencie uciekinierzy robią zwrot w lewo i z podniesionymi rękami biegną w kierunku wsi Tartak do okopów obsadzonych przez sąsiednią niemiecką dywizję.
Niemieckie oddziały szturmowe pod Klimkami nie przegapiły odwrotu Rosjan. Ruszają do ataku i zajmują rosyjskie okopy. Zrobili to tak szybko, że niemiecka artyleria nie zauważyła tego i nie przeniosła linii ostrzału. Niemieccy żołnierze zdejmują z hełmów osłony z tkanin, nasadzają hełmy na bagnety przy karabinach i błyskają orzełkami w porannym słońcu. Wtedy ostrzał zostaje przeniesiony dalej. Ale w tym momencie artyleria zaczęła zagrażać prawie zapomnianej Russenkopf. Do kilku eksplozji dochodzi niebezpiecznie blisko. Wtedy Unteroffizier Hoffmann wyskoczył niepostrzeżenie zza osłony i macha niemiecką flagą. Syczą szrapnele i wybuchają blisko, a trafiony kulką Hoffmann bezgłośnie pada do przodu, trzymając mocno drzewce flagi. Nikt z obrońców tego nie zauważył. Wszyscy kryli się wtedy gdzie kto mógł i nikt nie obserwował terenu.
Okopy przed Klimkami zapełniają się rezerwami, które napływają z lasu jako druga i trzecia linia ataku. Czołowe oddziały już zdążyły zająć okopy zajmowane niegdyś przez kompanie drugiego batalionu. Ale kiedy oddziały z sąsiedniej dywizji rozpoczynają atak, aby wykorzystać okazję i wyprzeć nieprzyjaciela z okopów przed sobą, także ci ze wsi Klimki opuszczają pozycje w celu opanowania drugiej linii obrony na skraju lasu oraz dalsze pozycje. Również stamtąd Rosjanie zaczęli uciekać w momencie, gdy w Klimkach zauważyli wyłaniające się niemiecki hełmy.
Rosyjska artyleria strzela jak szalona. Ale co chwilę zmienia cel ostrzału. Czasem kieruje go na Tartak, gdzie uciekła ich piechota, czasem na wieś Klimki. Ostrzał ten jest jednak nieskuteczny, ponieważ nie mają tam obserwatora kierującego ogniem. W ostateczności obiera sobie za swój główny cel stary, dobrze namierzony Russenkopf. Pozycja ta zalicza wiele bezpośrednich trafień. Stanowisko ze zdobytym rosyjskim karabinem maszynowym zostaje rozbite celnym strzałem, a pięciu znajdujących się tam żołnierzy jest rannych. Unteroffizier Nottelmann umiera od ran parę minut później. Część pocisków przelatuje nad pozycjami i trafia w okop podjazdowy, równając go częściowo z ziemią, szczególnie część w którym było wejście do korytarza prowadzącego w głąb ziemi.
Na Russenkopf wszyscy się ukryli, gdzie kto mógł. W momencie, gdy zwycięstwo i oswobodzenie było w zasięgu ręki, nikt nie chce stracić życia. Dlatego też obrońcy prawie nie zauważają, co dzieje się w lesie przed wzgórzem 125.
W tym rejonie w ataku uczestniczą wszystkie kompanie Rezerwowego Regimentu von Böhlitza, a przez wieś Klimki i przez bagna w kierunku lasu za Russenkopf naciera pierwszy i trzeci batalion Regimentu Piechoty z Warmii.
W lesie rozbrzmiewają głośne okrzyki „Hurra”, przed którymi Rosjanie cofają się w popłochu. Niemieckie tyraliery przemknęły obok Russenkopf skupiając się na wrogu i dopiero, gdy wzgórze z sześcioma wysokimi sosnami o nagich pniach znalazło się w posiadaniu nacierających, obrońcy zauważyli, że są po niemieckiej stronie frontu.
Wychodzą z ziemianek oraz kryjówek i widzą na własne oczy szczęśliwy obrót wydarzeń. Artyleria rosyjska zaprzestała ostrzału, ponieważ musiała ratować działa przed zbliżającymi się do ich pozycji Niemcami. Tylko niemieckie haubice nieprzerwanie ostrzeliwują duży kompleks leśny.
Ehinger nie może uwierzyć własnym oczom. Wydaje mu się, że śni, gdy widzi Niemców na wzgórzu 125. A jeszcze przez pole od strony wsi Klimki nadciągają kolejne, tym razem zwarte kolumny wojsk, a jedna z nich kieruje się wprost na Russenkopf.
– Nadchodzi odsiecz! – krzyczą obrońcy, którzy radują się i ronią łzy jednocześnie, przytulając się do siebie i w pełnej radości dają sobie kuksańce oraz klepią po hełmach.
Ehinger wchodzi na najwyższy punkt stanowiska. Stąd ma możliwość rozejrzeć się po okolicy i spojrzeć na Russenkopf. Tyraliery strzelców, w tym druga i trzecia linia, zniknęły w lesie, który zawsze wydawał się tak groźny i nieprzyjazny. W tym momencie jednak Ehinger ma o nim inne zdanie. Z kolei Russenkopf budzi u niego przerażenie. Dreszcz przebiega po kręgosłupie Oberleutnanta aż do koniuszków palców. Silna budowla polowa, rozbudowana twierdza, z której jeszcze niedawno był tak dumny, była nierozpoznawalną kupką gruzu. Nie zachowało się żadne drzewko sosny, wszystkie były roztrzaskane i wyrwane z korzeniami. Głębokie okopy to teraz tylko rowki z podłużnymi otworami, gdzie wykonano prowizoryczne remonty. Szeroka zapora z kozłów hiszpańskich i zasieków była w tym momencie plątaniną rozerwanego drutu kolczastego i połamanych rozrzuconych palików. Ziemia dookoła rozryta przez pociski przypominała pole kraterów. Pole minowe musiało zostać zniszczone dawno temu.
Sam Ehinger jest zaskoczony, że udało im się tak długo powstrzymać Rosjan. Wystrzelali wszystkie naboje. Zjedli kartofle co do jednej sztuki. Tak osłabiona kompania nie byłaby w stanie wytrzymać ani dnia dłużej.
Na Russenkopf przybyła nowa zmiana i to cała kompania. Oddział ten miał rozkaz podążać na prawym skrzydle swojego batalionu i tu się utrzymać.
– Przygotować się! – krzyczy Ehinger do swoich ludzi.
Podchodzi do niego dowódca zmienników, wita się i przedstawia.
– Reichardt – mówi, a Ehinger podaje mu swoje imię.
Ale Leutnant już się o nim słyszał i pełen podziwu milcząco podaje rękę Ehingerowi.
Nowa kompania, która również była czwartą w numeracji, zmieszała się z ludźmi Ehingera, którzy proszą ich o kawałek chleba.
– Ależ dzieci – woła Ehinger – nie zabierajcie im chleba. Za moment wracamy do wsi!
– Nie! – krzyczy Leutnant Reichardt. – Oddajcie naszym kolegom chleb, towarzysze, oni wiele przeszli.
– Panie Reichardt – sprzecza się Ehinger – nie jest pan w stanie przewidzieć, kiedy uzupełnią wam tu zapasy chleba.
– Nieważne, mamy przecież jeszcze nasze żelazne porcje.
– Dam ci radę, gospodaruj nimi oszczędnie.
Ocalali żołnierze z czwartej kompanii ustawili się w szeregu. 43 ludzi.
– Niniejszym Leutnancie Reichardt, przekazuję panu moją Russenkopf … to, co z niej zostało. A jeżeli wróg zostawi cię w spokoju, to… proszę, dbaj o groby. Znałem wszystkich, którzy tu spoczywają.
Ehingerowi drży głos, ale po chwili prostuje się i zwraca do Kompanii.
– Baczność! … karabin … spocznij! Swobodnym krokiem marsz.