Niecodzienna lekcja historii. Stulecie odzyskania niepodległości w Szkole Podstawowej w Rzekuniu (pow. ostrołęcki)

Dziedzictwo Wielkiej Wojny > Pamięć o Wielkiej Wojnie > Województwo mazowieckie > Niecodzienna lekcja historii. Stulecie odzyskania niepodległości w Szkole Podstawowej w Rzekuniu (pow. ostrołęcki)
11 maja, 2021r

Niecodzienna lekcja historii. Stulecie odzyskania niepodległości w Szkole Podstawowej w Rzekuniu (pow. ostrołęcki)

Waldemar Cymes, nauczyciel w Szkole Podstawowej w Rzekuniu (pow. ostrołęcki)

W Szkole Podstawowej im. gen. Józefa Bema w Rzekuniu w 2018 roku postanowiono uczcić 100 – lecie odzyskania niepodległości poprzez zorganizowanie żywej lekcji historii, nawiązując do losów żołnierza polskiego w czasie Wielkiej Wojny 1914-1918. Aby dzieci oraz inni zwiedzający zrozumieli Wielką Wojnę zbudowano kompleks konstrukcji nawiązujących do wydarzeń sprzed ponad stu lat. Znaleźć w nim można było zbrojownię pruską i rosyjską, okopy, lazaret, schron oficerski, punkt graniczny, laboratorium chemiczne, ostrołęcką stację kolejową jak i ścianę pamięci poświęconą żołnierzom poległym podczas tego krwawego konfliktu.

Jest to jedynie tło, na którym prezentują się losy przodków mieszkańców gminy Rzekuń, którzy w różny sposób uczestniczyli w wojnie, a byli sąsiadami wielu zwiedzających. Dzięki temu, wydarzenia tamtych dni stają się bardziej zrozumiałe i bliższe każdemu.

W warsztatach historycznych „Kolekcjonerzy Wielkiej Historii” od listopada 2018 roku do stycznia 2019 roku wzięło udział 740 uczestników. Wśród nich byli reprezentanci wszystkich pokoleń, jednak największa liczba zwiedzających to dzieci i młodzież w wieku szkolnym.

Zorganizowanie warsztatów było możliwe dzięki współpracy z Gminną Biblioteką Publiczną w Rzekuniu, pieniądzom przekazanym przez Fundację BGK jak i materiałom przekazanym przez PLK i wielu lokalnych przedsiębiorców.

Poniżej dołączam zdjęcia z warsztatów, film oraz wspomnienia jednego z uczniów z udziału w tej lekcji historii (za jego zgodą). Właśnie te wspomnienia były dla mnie największą nagrodą za trud włożony w przygotowanie warsztatów. Dzielę się nimi, bo odzwierciedlają osiągnięte cele, dla których to wszystko zostało stworzone. Dziękuję wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się do powstania całego zaplecza oraz uczniom, którzy w sposób niestrudzony i z wielkim zaangażowaniem wcielili się w przydzielone im role.

Film dokumentujący powstawanie scenografii:


Ignacy, III klasa gimnazjum. Wspomnienia ze zwiedzania wystawy:

„Pozwól, że zabiorę Cię w podróż, byś dotknął historii…”

Te słowa wypowiedziane zostały 11 listopada 2018 roku w piwnicy Szkoły Podstawowej im. gen. Józefa Bema w Rzekuniu.

Podróż zaczęła się banalnie. Stłoczeni, znudzeni nadchodzącą lekcją historii, schodziliśmy po wąskich schodach na najniższe piętro budynku szkoły. Jedyną ekscytację budziła myśl, że przynajmniej nie siedzę w dusznej klasie, udając, że słucham ciągłego brzęczenia kolejnego belfra. Wąskie schody skończyły się. Wyszliśmy na szeroki korytarz. W zimnym świetle jarzeniówek ujrzałem żółto-czarną budkę wartowniczą. Obok niej stał żołnierz. Ubrany w obcy mundur, patrzył na nas uważnie. Niedbale zarzucony na ramię karabin przykuł przez chwilę moją uwagę. Odrobinę dalej zauważyłem inną budkę wartowniczą. Ta z kolei była biało-czarna, a żołnierz stojący obok niej miał na głowie charakterystyczny hełm niemiecki z ostrym czubem. Uzbrojony w karabin, stał niemalże na baczność. Z ciekawością zacząłem rozglądać się wokół siebie. Budki wartownicze były oddzielone szlabanem, a pieczołowicie ułożone worki z piaskiem nadawały otoczeniu groźnego charakteru.

Nad głowami kolegów, którzy stali po mojej lewej, zauważyłem duży, obco wyglądający napis „Ostrołęka”. Po chwili zrozumiałem czemu napis wydawał mi się obcy. Brzmiał on bowiem jak fragment adresu mailowego, który pozbawiony został polskich znaków. Brzmiał: „OSTROLENKA”.

Zaintrygowany, przedarłem się bliżej. Ku swojemu zdziwieniu ujrzałem na podłodze ogromne belki kolejowe, na których spoczywały, wzbudzające respekt swoją masą, szyny kolejowe. Jednak było z nimi coś nie tak. Przecięte w połowie długości, nie zbiegały się. Te po lewej były szersze od tych po prawej. Za nimi zauważyłem peron kolejowy z drewnianą ławeczką dla podróżnych oraz bocznicę kolejową, a na niej zrujnowany drewniany wagon.

Przed moją grupą stanął jakiś brodaty facet. Przez chwilę uśmiechał się do nas. Rozmowy w naszej klasie zaczęły zamierać. Patrzyliśmy na niego zaciekawieni bo, ubrany w dżinsy i koszulę, tak jak i my, nie pasował do tej scenerii. Wtedy właśnie usłyszałem jego słowa: „Pozwól, że zabiorę Cię w podróż, byś dotknął historii…”

Słowa te nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Potwierdzeniem tego był potok słów, które wypłynęły z ust Brodacza. Brzęczał coś o roku 1914-stym, o wojnie pomiędzy Ruskimi a Niemcami, o szynach które mają różny rozstaw w zależności od kraju, o tym jak między innymi to powstrzymało Ruskich, o początkach kolei w Ostrołęce. Jednym słowem, lekcja historii. Poczułem się oszukany. Miałem dotknąć historii, a nie znowu o niej wysłuchiwać.  Ogarniało mnie coraz większe zniechęcenie, gdy nagle coś zaczęło się dziać. Brodacz zamilkł. Żołnierz w rosyjskim mundurze (ten koło żółto-czarnej budki) ruszył się. Skierował się w naszą stronę, a obok niego pojawił się jakiś facet w białym kitlu lekarskim. Na jego piersi zauważyłem order w kształcie złotej gwiazdy (wojskowy lekarz?). Żołnierz odezwał się po rosyjsku. Z tonu jego głosu wywnioskowałem, że coś ogłaszał. Lekarz stojący obok niego zrobił to samo, tylko, że po polsku. Zrozumiałem, że jest to odezwa Mikołaja II który prosił Polaków o walkę u boku jego żołnierzy.

Po chwili usłyszałem głośne „ACHTUNG” !!! i stojący na baczność Prusak, w tym śmiesznym hełmie na głowie, zaczął coś mówić po niemiecku. Kolejny lekarz, ale tym razem z niemieckim krzyżem żelaznym na piersi, przetłumaczył słowa żołnierza. Okazało się, że jest to rozkaz Wilhelma, cesarza Prus, by do wojska zgłosiły się wybrane roczniki zamieszkujących jego zabór Polaków.

Brodacz znowu przemówił, informując, że właśnie to nas teraz czeka. Podążając śladami naszych pradziadów, czy mamy na to ochotę czy nie, zostaniemy wcieleni do obydwu armii, nie mając wpływu na to, w której się znajdziemy. Nie spodobało mi się to. Wolałbym pójść do Niemców. Mieli fajne mundury. Wolałbym mieć wybór.

Nasza grupa ruszyła się. Kazano nam się ustawić gęsiego. Szybko przyszła moja kolej. Pielęgniarkom siedzącym przy małym stoliczku podałem swoje imię i nazwisko. Kazały mi się podpisać na jakiejś liście. Wręczyły mi żółtą karteczkę z moimi inicjałami oraz jakimś numerem i kazały iść dalej.

Okazało się, że za rosyjską budką strażniczą znajduje się jeszcze jedno pomieszczenie. Wepchnięto mnie tam szybko. Karteczkę zabrał ode mnie jakiś potężny facet w skórzanym fartuchu, rozerwał ją, zwrócił mi jej połówkę oraz wręczył do ręki karabin i kazał mi iść do przodu. Zrobiłem to mechanicznie, oszołomiony widokiem, który nagle ujrzałem. Wokół mnie było mnóstwo broni, masek przeciwgazowych, skrzynie wojskowe, a potężna konstrukcja z drewna, wypełniająca prawie całą wolną przestrzeń, była ode mnie sporo wyższa. Miejscami zwieszał się z niej drut kolczasty, będący na szczęście w bezpiecznej odległości od naszych głów. Konstrukcja gwałtownie zwężała się, tworząc ciasny korytarz. Parę filmów wojennych widziałem, więc stojąc ramię w ramię z kumplami z klasy zorientowałem się, że znajduję się w okopie. W miarę napływu rekrutów robiło się coraz ciaśniej. Przesunąłem się trochę w prawo i zauważyłem jakąś dziwną rurę zagiętą na końcach w dwie różne strony. Była ona przymocowana pionowo do ściany okopu, a jeden z jej końców wystawał poza krawędź konstrukcji. Spojrzałem do środka rury i zdziwienie oraz fascynacja tym co zobaczyłem rozproszyły resztki mojego sceptycyzmu. Rura w którą patrzyłem okazała się peryskopem. Widziałem to, co roztaczało się poza krawędzią okopu. Na ziemi niczyjej. Wokół wybuchały pociski, żołnierze, w takich okopach jak my, przygotowywali się do walki. Widziałem strach, śmierć i rannych oraz chaos nie do opisania. Wiedziałem, że patrzę na autentyczne sceny z walk I Wojny Światowej. Pokazałem kumplom peryskop i po ich minach widziałem, że przeżywają dokładnie to samo co ja. Nasze emocje nie zdążyły opaść, gdy usłyszałem żołnierza, który wyrósł niespodziewanie obok mnie. Był to ten sam Rusek, który czytał wcześniejszą odezwę Mikołaja II. Tym razem mówił po polsku (płynnie!). Powiedział nam, że teraz jesteśmy w armii rosyjskiej, że zaraz nastąpi atak artyleryjski, żeby usiąść na podłodze, oprzeć gdzieś karabiny (które wciąż ściskaliśmy) oraz nakryć dłońmi głowę. Zrobiliśmy co kazał. Przyćmione światło otaczające okopy, zgasło.

Najpierw usłyszeliśmy trudny do określenia pomruk. Głośny i przeciągły, przerodził się nagle w przerażający hałas. Nastąpił pierwszy wybuch. Gdzieś nad moją głową zobaczyłem ostre, białe światło które nagle rozświetliło wszystko wokół. Zobaczyłem w nim twarze moich współtowarzyszy. Otwarte ze dziwienia usta, fascynację w oczach, która mieszała się z mimowolną trwogą. Stwierdziłem, że muszę wyglądać podobnie. Nastąpił drugi wybuch, a potem trzeci. Następnych już nie liczyłem. Były coraz głośniejsze, przeradzały się w przerażający odgłos tysięcy byków szturmujących nas stalową masą. Ostre światło przygasało już teraz tylko na chwilę. Ściany okopu, w którym się znajdowałem, drżały pod wpływem ciągłego huku. Nagle ogarnął mnie paniczny lęk. Już nie wiedziałem gdzie się znajduję. Co rejestruje mój mózg. Gdzie jestem? Kim jestem? A może zaraz rozerwie mnie jakiś pocisk i będzie po sprawie? Żołnierz siedzący obok mnie uśmiechnął się do mnie uspokajająco. Musiał zobaczyć rosnące we mnie przerażenie. Zrobiło mi się głupio. Wszystko wróciło do normy i wiedziałem już, że to tylko … dotyk historii? Zrozumiałem słowa Brodacza. Odwzajemniłem uśmiech żołnierzowi i nagle wszystko umilkło. Zakończyło się jeszcze gwałtowniej jak się zaczęło. Widziałem, że nie tylko ja odczułem ulgę.

Jednak twarz Rosjanina stężała. Zerwał się i zaczął krzyczeć do nas, że zaraz na pewno nastąpi atak. Nagle usłyszałem z drugiej strony okopów również okrzyki. Wiedziałem, że tam znajduje się „wróg”. Ku mojemu zdziwieniu Rusek kazał nam ponownie odłożyć karabiny. Krzyczał żeby założyć ochronne okulary, które zwieszały się ze ścian okopów, a potem chwycić … kulki plastikowe wypełniające całe dno okopów. Zrobiłem co rozkazał. Nagle z drugiej strony okopów usłyszeliśmy komendę „ATAK!!!” i w powietrzu zaczęły śmigać kulki wroga. Już teraz wiedziałem co mam robić. Rzucałem kulkami ponad krawędzią okopu najmocniej jak potrafiłem. Okrzyki wokół mnie przerodziły się w kakofonię nieartykułowanych wrzasków. W żyłach poczułem rosnące podekscytowanie. Przyłączyłem się do wrzasków, wciąż rzucając i uzupełniając „pociski”, rzucając i uzupełniając. Rosjanin przy mnie ryczał na nas. Że za wolno, że jak tak dalej pójdzie to przegramy, że nie wrócimy do domów. Zdwoiłem moje wysiłki. Kulki śmigały wciąż wokół nas. Nagle pojawili się lekarze z noszami. Wzięli kumpla obok mnie na nosze mówiąc, że jest ranny. Nie miałem czasu zorientować się jak do tego doszło. Żołnierz wciąż nas beształ. Ręce już mnie zaczynały boleć, gdy usłyszałem rozkaz zaniechania ataku. Przywitałem go z ulgą, choć zabawa była przednia.

Kazano nam wyjść z okopów na mały placyk. Na jego przeciwległych bokach znajdowały się kozetki szpitalne a na nich leżeli „ranni żołnierze”. Miła, ładna pielęgniarka z czerwonym krzyżem na fartuchu opowiedziała nam o ranach ciętych, szarpanych, złamaniach i wielu innych jeszcze szczegółach. Pokazała nam jak opatrywać rannego. Zobaczyliśmy na zdjęciach przedziwne narzędzia lekarskie.

Nie wiem skąd pojawił się Brodacz. Gdy pielęgniarki zakończyły swój pokaz zaczął nam opowiadać o warunkach panujących w okopach Wielkiej Wojny. O strachu, przerażeniu, szczurach, pchłach, wilgoci, błocie, smrodzie oraz śmierci. Przedziwne, ale dzięki temu co przeżyłem chwilę wcześniej wydawało mi się, że doskonale wiem o czym on mówi. Brodacz zwrócił nam uwagę na ogromny krzyż z daszkiem. Wbity w spory kopiec żwiru, w półcieniu otaczających nas okopów, żołnierzy, lekarzy i pielęgniarek, zwieszał się nad nami złowróżbnie. Miałem wrażenie, że za chwilę wskaże na mnie, szepcząc mi do ucha hipnotycznie: „choć ze mną, na ciebie już przyszedł czas, pokłoń się Bogu osobiście…”. Zimny dreszcz przeszył me ciało. Zaniepokojony, rozejrzałem się wokół siebie szukając innych „wybrańców”. Nikt nie patrzył na krzyż. Wszyscy z zaciekawieniem słuchali Brodacza, który opowiadał o pewnym nauczycielu sprzed stu lat. Walczył on w Legionach Polskich i zginął w trakcie wojny. Przewodnik pokazał nam go na zdjęciach. Nauczyciel stał wyprężony dumnie i zawadiacko w okopach podobnych do tego w którym my się teraz  znajdowaliśmy. Polubiłem go od razu. A potem zobaczyłem zdjęcie z momentu jego pochówku. Zrobiło mi się smutno, jakbym stracił kogoś bliskiego. Nad jego grobem stał przyjaciel którego widziałem razem z legionistą na każdym zdjęciu. Nierozerwalni kumple. Jakie to smutne… .

Brodacz wskazał na ziarenko piasku, które trzymał w otwartej dłoni. Powiedział nam, że Jan Łysek (tak się nazywał ten legionista który zginął) jest tylko jednym z wielu milionów ziarenek piasku które widzimy przed sobą. A każde z nich symbolizuje jedno życie które zgasło w trakcie I wojny światowej. 

Patrzyłem z uwagą jak brodacz zdmuchuje z dłoni ziarenko Jana Łyska i niknie pośród milionów innych tworząc kopiec z wbitym weń krzyżem. Skala śmierci oszołomiła mnie i przygnębiła jednocześnie. Nie mogłem pojąć jak to było możliwe. Tyle ludzi… .

Wtedy Brodacz zaczął opowiadać o przeróżnych sposobach masowego zabijania wroga.

Jego słowa docierały do mnie z bolesną wyrazistością. Jednak niemal fizyczny ból poczułem przy Maszynie Śmierci. Był to zespół, połączonych ze sobą, kół zębatych. Każdy z innym momentem obrotowym. Wystarczyło pokręcić jednym z nich i, niczym w kole fortuny, złowróżbnie wyglądająca, czerwona strzałka widoczna na każdym z kół, obracała się leniwie, wskazując ostatecznie wynik wyciągniętego losu: śmierć albo życie. Rzadko komu udało się przeżyć. Mnie się nie udało. Spojrzałem na usypany kopiec piasku z wbitym na jego szczycie krzyżem i pomyślałem, że ja również jestem teraz jednym z tych milionów ziarenek. Coś ścisnęło mnie w żołądku.

Brodacz zaprowadził nas do schronu oficerskiego. Był on poświęcony żołnierzom polskim. Dużo ciekawych zdjęć z okopów, rozpoznałem na niektórych Piłsudskiego (tu dowiedziałem się, że ojciec jednego z pracowników tej szkoły był adiutantem Piłsudskiego – ciekawe!!!). Interesujące były rzeczy osobiste żołnierzy, maszyna do pisania, mapy, jakieś dziwne przyrządy. Brodacz tłumaczył co to, ale już nie pamiętam.

Byłem zafascynowany tym co widziałem. Zdawało mi się, że świat zawirował i cofnął mnie o te sto lat. Miałem wrażenie, że polski oficer, do którego należały rzeczy na które teraz patrzyłem, przed chwilą wyszedł i zaraz znów się pojawi. Spojrzałem na stare, drewniane drzwi schronu jakbym mimowolnie oczekiwał, że jego sylwetka za moment wypełni lukę w, na wpół otwartym wejściu i spojrzę mu w oczy. Przedziwne uczucie.

Następne pomieszczenie, do którego zabrał nas Brodacz, było czymś zupełnie innym. Laboratorium chemiczne! Przeżyłem kolejny szok. Nie spodziewałem się tego zupełnie. Brodacz zaczął opowiadać o gazach bojowych. Pokazał nam wzory chemiczne. Opowiedział nam o ich twórcy. Na podstawie sylwetki tego człowieka, opisanej nam przez Brodacza, zrozumiałem, że słowa „patriotyzm”, „wierność”, „nadrzędne wartości”, a także wiele innych słów, każdy rozumie i definiuje inaczej. Spojrzałem na zdjęcie Franza Habera, wynalazcy gazów bojowych, które wisiało na ścianie. Jego oczy i twarz były wypełnione pewnością siebie, jakby mówiły: „tak, wierny cesarzowi, pełen patriotyzmu, miłujący swój kraj, jestem pewien, że robię dobrze”. Pisząc dziś te wspomnienia wciąż nie wiem do jakiej kategorii ludzi zaliczyć Habera. Patrioty? Mordercy? Nieszczęśnika, który zbłądził? Nie wiem. Poczekam jeszcze trochę aż poznam świat. Może wtedy będzie mi łatwiej ocenić Habera.

Brodacz pokazał nam doświadczenie chemiczne. Połączył dwa składniki. Ciemny proszek i wodę utlenioną i buchnęła para. Podobno to był tlen, który gwałtownie się uwolnił.

Mówiąc o wolności… . Brodacz też nas uwolnił. Otworzył wąskie drzwi, których wcześniej nie widziałem, podziękował nam za uwagę i poprosił byśmy przy wyjściu przekazali zbrojmistrzom te papierki z inicjałami, które dostaliśmy na początku. Tak też zrobiłem. W zamian wręczono mi nieśmiertelnik rosyjski z moimi inicjałami i numerem. Zawiesiłem go na szyi, na przekór sobie czując dumę weterana, który przeżył coś co trudno opisać. Tyle krańcowo różnych emocji towarzyszyło mi przez ostatnią godzinę… .

Minęło parę miesięcy od momentu kiedy uczestniczyłem w tej przedziwnej lekcji historii. Jej wspomnienia wciąż są we mnie żywe. Chwilami mam wrażenie, że pobudzony został we mnie szósty zmysł. Pozwala mi on widzieć więcej niż do tej pory i rozumieć bardziej to co widzę.

Słowa Brodacza, którymi odezwał się do nas, mówiące o dotyku historii, trąciły banałem gdy je po raz pierwszy usłyszałem. Teraz są dla mnie czarodziejską różdżką, która banał zmieniła w coś magicznego.


Materiały zamieszczone w serwisie są chronione prawem autorskim i mogą być wykorzystywane przez użytkowników zgodnie z licencją Creative Commons BY-NC-ND, tj. umożliwiającą użytkownikom serwisu kopiowanie i rozpowszechnianie utworu pod warunkiem uznania autorstwa, tylko do użytku niekomercyjnego i bez utworów zależnych.
https://creativecommons.org/licenses/by-nc-nd/4.0/

                                                                      

0 0 votes
Article Rating
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments